Frankowiczów spalmy na stosie!
Wreszcie dyskusja na temat kredytobiorców kredytów złotowych indeksowanych do CHF staje się ciekawa, nawet intrygująca, a to za sprawą znanych autorytetów, którzy znakomicie przybliżyli problem i i jego wcale niebłahe historyczne zawikłanie. Okazuje się, że sprawa złotówkowiczów indeksowanych, nieprzypadkowo zwanych frankowiczami jest dużo poważniejsza niż wszyscy do tej pory myśleli, i że ciągnie się za nami od stuleci!. O tym znakomicie pisze prof. K.Kalicki, były wieloletni prezes dużego banku, obecnie wykładowca. Jak twierdzi autor, o takich dylematach pisali już Platon (V-IV w. BC), wzorujący się na dorobku Pitagorasa i Archimedesa, a także Hammurabi (XVIII w. BC), którego celność myśli prawnej zachowała się w dużej mierze do dziś.
Tenże autor Kodeksu, nie posługuje się co prawda złotym czy frankiem, ale używa też jednostek miary/kary znanych do dziś. Podobne kłopoty prawne rozwiązywano tak: „ Jeśli kto (tu dodajmy stronniczo: frankowicz), srebro od kupca wziął i wyprze się tego, a kupiec ten przed bogiem wzięcie srebra udowodni, ten po trzykroć ile wziął, kupcowi odda. A jeżeli zobowiązania uiścić nie może, przez bydło będzie wleczony (aż do śmierci)”. Z tymi słowy w nawiasie, to dziś byłaby przesada, ale reszta i owszem – gotowy wzorzec do stosowania wobec tych, którzy chcą „zredukować majątek banków w ogromnej skali”. Te o podobne propozycje rozwiązań znajdziemy w godnym polecenia artykule: „ O kredytach, franku i paleniu czarownic” , opublikowanym w Rzepie 26.10.2020, dostępnym nadal na portalu Rzp, albo: www. bankowebezprawie.pl. Znajdziemy tam np., że egzekwowanie przez sądy aktualnego prawa, podważa podstawy ekonomii i zagraża stabilności finansowej państwa. Słusznie więc, dla zapewnienia tejże stabilności oraz „w interesie społeczeństwa” przejęliśmy kilka dni temu Idea Bank.
Autor artykułu przywołuje też dzieło znakomitego autora żydowskiego Noaha Y. Harariego „Sapiens” , w którym autor przedstawia dzieje ludzkości „od zwierząt do bogów” i ostrzega, że „prawo było wykorzystywane instrumentalnie w interesie jednych grup kosztem innych”. Tenże znany w świecie autor napisał więcej dzieł bestsellerów (m.in.Homo Deus, 21 lekcji na XXI wiek). Historyk, mieszkający z mężem (sic) w Izraelu, erudyta, nagrodzony także przez nasz UJ, o bankowości pisze niewiele a o frankowiczach w ogóle! Najpewniej chodzi tu o to, że z ową „grupą lobbystów” na przestrzeni dziejów trwa brutalna „walka o ogień” , w której Ulamowie (bankowcy), tracą ogień w wyniku napadu plemienia Wagabu złożonego z przedstawicieli gatunku Homo Frankovicius.
Pisząc o dzikości świata, mitologizacji ekonomii i bezduszności sądów, autor artykułu przekonuje, że owa walka nie jest skończona (polecam dzieło Josepha Henri Rosny’ego „Le guerre de feu”), oraz że zmierzamy (chyba) w odwrotnym kierunku tj. „od bogów do zwierząt”. Dalej, że zbrukane instytucje łatwo w majestacie prawa pozbawić majątku, wywłaszczyć, obciążyć, sądy wydadzą wyroki prowadzące do spalenia na stosie, a majątek przypadnie lokalnej społeczności. Rabunek i zbrodnia dokonują się w majestacie prawa. Tu autor, znawca historii i erudyta, nawiązuje do surowej Islandii, moim zdaniem niepotrzebnie. Mamy przecież swoje przykłady, bliższe naszemu sercu i zwyczajom. W końcu XVII wieku na rynku w Warszawie spalono autora dzieła „O nieistnieniu boga”, które napisał i schował, by opublikować, kiedy wzorem Kopernika, będzie tzw. dojutrek. Powszechnie myślimy – trudno – bluźnierca, zaprzaniec, lewak, bezbożnik, takie były czasy i wyroki. Otóż ten zasłużony dla Rzplitej szlachcic, Kazimierz Łyszczyński, żołnierz, jezuita, filozof, poseł na Sejm a także sędzia, nakazał Kościołowi zwrócić majątek zabrany obywatelowi. Niedługo po tym , skazano go na stos. Król Sobieski złagodził wyrok (ścięcie głowy). Spalono dzieła, wyrwano plugawy język, obcięto rękę (która pisała) i głowę, a ciało i tak spalono bo oskarżali biskupi. Okazało się, że ów filozof pożyczył pieniądze sąsiadowi, który zamiast je oddać, wykradł owe dzieło, zadenuncjował biskupowi, tenże do prymasa, a prymas, widząc że prawo polskie nie przewiduje kary, jaka owemu heretykowi „się należała”, zgłosił sprawę do Watykanu, bo inne rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Przewiną tego nieszczęśnika było, jak się domniemywa, sprawa sądowa owego majątku i zbyt natarczywego nachodzenia dłużnika, denerwowanie go i zakłócanie miru domowego. Jak długo takie szykany można tolerować. Niezależnie od tego, co stanowi prawo, rozwiązania w praktyce się znajdą, wystarczy wola suwerena, o czym znakomicie pisze Karl Schmidt.
Niezmiernie budujące jest zainteresowanie bankowców historią, a przykład owego wyroku pokazuje, co może czekać tych, co wywłaszczają banki z ich majątków, a na dodatek tworzą jakieś grupy nacisku, żerując na dobrotliwości reszty społeczeństwa. Jak ważna była i jest wiedza, aby zachować majątek a często życie. Okazuje się, że wiedza może nie wystarczyć, trzeba umieć zarządzać także niewiedzą. Banki są organizacjami inteligentnymi,, kreatywnymi, więc umiejętność korzystania z wiedzy i zarządzania niewwiedzą posiadają . Decyduje ona o wartości rynkowej poprzez wytwarzanie „produktów bogatych w nikomu nieznaną wiedzę”. Umiejętność ta musi iść w parze z niewiedzą innych, któremu owe bogate w wiedzę produkty sprzedamy.
Banki jak widać, posiadają rozległą wiedzę i dzielą się nią także z owymi grupami nacisku, sądami, prasą, by dać odpór np. „ofensywie medialnej prawników”, o czym pisała już w maju 202r. DGP, publikując załącznik biznesowy pod tytułem „Poradnik frankowicza”. Dla równowagi napisałem „Poradnik antyfrankowicza”, bo jak informowały banki „ na rynku panuje stronnicza narracja prezentująca jedną stronę medalu” (artykuł dostępny m.in. na portalu: www.bankowebezprawie.pl)
Banki informują, że finansowanie walutowe uruchomiło wielki boom budowlany, co było w interesie konsumentów i całej gospodarki, budżetu państwa i polityków. Kredyty walutowe wywołały wiele pozytywnych procesów społecznych, prawnych i politycznych, za co banki absurdalnie oskarża się o to, że: udzielały kredytów w złej wierze, cynicznie wciągały klientów w pułapkę kursów walutowych, zatem wszystkie oskarżenia wobec banków pozbawione są podstawy logicznej, faktycznej, ekonomicznej, po to by uniknąć skutków decyzji kredytowych podjętych pierwotnie przez naciskającą grupę interesu, a setki kancelarii prawnych przemysłowo oferują usługi w ich grze sądowo-ekonomicznej przeciwko bankom.
Te i inne uwagi znajdziemy w owym artykule prof. Kalickiego. Publikację tę skomentował dość profesjonalnie mec. Arkadiusz Szczęśniak – prezes Stowarzyszenia SBB. Odnoszę wrażenie, że znakomici fachowcy – finansiści, ekonomiści i analitycy takich „nudnych” publikacji nie czytają, bo wiedzą swoje. Nie czytają też zapewne publikacji prof. Ewy Łętowskiej, która od strony prawnej wyłożyła znakomicie, o co w sporze chodzi. Można rzec, sporządziła tzw. gotowca dla stosujących prawo, pozwalające określić kto, kiedy, i co czynić według prawa powinien.
Ma rację prof. Kalicki pisząc o znaczącej roli kredytów walutowych dla gospodarki, rządu i systemu bankowego oraz bezpodstawności oskarżeń wobec banków. Ale przedmiotem sporu nie są kredyty walutowe, tylko złotowe, indeksowane do walut obcych, głownie CHF. Dla jasności – w kredytach walutowych nie ma żadnych klauzul indeksacyjnych czy waloryzacyjnych, więc nie ma tam sporu, i nie o tych kredytach orzekał TSUE, SN, RPO UOKiK, bo tam klauzul abuzywnych po prostu nie ma. A są one w umowach o kredyty złotowe indeksowane, waloryzowane, denominowane do walut obcych.
Skoro prof. Kalicki a także inni znakomici specjaliści nie zgadzają się z autorytetami prawniczymi, UOKiK, orzeczeniami TSUE, SN i sądów powszechnych, bez ich specjalnej analizy, może trafią do przekonania proste słowa ekonomisty, pseudobankowca, w zasadzie amatora w zestawieniu z profesjonalną siłą banków.
Zgadzam się z profesorem Kalickim, że należy się „instytucjonalna ochrona przedsiębiorczości i biznesu” i że „polityka wkracza w sferę ekonomii i zaczynana jej szkodzić”, że w Polsce nie ma należytej ochrony własności. Prawda, następuje proces wywłaszczania banków, szczególnie tych, w których właściciele pożałowali 40 baniek na zatrudnienie rekomendowanego, wybitnego fachowca.
Ale, dla zachowania równowagi, Pan profesor winien zgodzić się z tym, że profesjonalna ochrona należy się także konsumentowi jako stronie słabszej w kontaktach z biznesem, specjalistami, ekspertami, także sądami.
Już w 2017 jeden z ekspertów pisał, że: „Jedynym czynnikiem rozstrzygającym jest to, czy działania niektórych banków były zgodne z prawem czy też nie. Wystarczy sprawdzić, czy banki poinformowały o naturze oferowanego instrumentu finansowego i czy doszło lub nie do wprowadzania w błąd obywateli. Szukanie rozwiązania dlatego trwa tak długo, bo nikt nie chce odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie”. Bo jak odpowiedzieć na to pytanie, kiedy wszystkie przepisy prawa potwierdzają abuzywność owych klauzul i na tę okoliczność chronią jednoznacznie konsumenta?
Problem abuzywności klauzul indeksacyjnych był znany od wielu lat, ale dopiero orzeczenia TSUE i Sądu Najwyższego spowodowały konieczność zajęcia się tym problemem. Dziś, gdy konsekwencje ekonomiczne stosowania klauzul abuzywnych okazują się znaczące, trudno liczyć na pomoc instytucji finansowych czy władz, które podobnie jak w latach 2006-2007, robią wszystko, aby problem co najmniej odwlec w czasie. Zorientowały się, że rozwiązanie problemu pociągnie za sobą nie tylko spadek zasobności banków, ale także obniży potencjał ekonomiczny całej gospodarki. Dlatego udają, jakoby problemu nie ma, czego potwierdzeniem może być też to, że wyroki TSUE, SN oraz ich znaczenie dla kredytobiorców są wręcz ignorowane. Natomiast typowe komentarze klientów to: „Ciekawe jak długo jeszcze będą nas olewać i pozwalać na takie bezprawie i krzywdzenie obywateli, udając ze nic się nie stało a proceder trwa w najlepsze….” oraz „To jest żenujące, jak traktuje się obywateli polskich, którzy zostali tak oszukani przez banki, a rząd polski nic z tym nie robi……!!!!”
Wydawało się, że ten „ jedyny czynnik” , o którym wspomina prez. Sadowski, został już rozstrzygnięty, ale końca problemu nie widać. Sądy rozstrzygają sprawy na korzyść kredytobiorców, ale w takim tempie zajmie to kilkadziesiąt lat. Nadal pokutuje brak wiedzy sądów o aksjologii prawa konsumenckiego i praktyki orzeczniczej, co znakomicie wyłuszczyła prof. Ewa Łętowska w swoim artykule (DGP z dnia 8.08.2020r), stwierdzając: „Brnięto w procesy w nadziei, że utrzyma się korzystny dla banków, a sprzeczny z prawem UE trend orzeczniczy”. Czy władze stać będzie na rozwiązania, które w świetle prawa polskiego i UE może być tylko jedno, tj. wyeliminowanie klauzul abuzywnych z obrotu prawnego? Czy nadal frankowicze będą traktowani jako ci, którzy wbrew własnej woli będą wspierać banki i całą gospodarkę?
Dlatego, aby im pomóc, spróbujmy przedstawić początek problemu, pozostawiając stronę formalno – prawną specjalistom w dziedzinie prawa. Czy frankowicze byli tak chciwi albo naiwni jak dzieci, że brali kredyty, które okazały się znacznie droższe od wszystkich innych? Czy banki informowały o naturze oferowanego instrumentu finansowego i czy doszło lub nie do wprowadzania obywateli w błąd?
Wiadomo, że w latach 2004-2008 doszło do umocnienia złotego, wbrew długoterminowemu trendowi. Wtedy to wprowadzono opcje walutowe których mechanizm „finansowania ” był bliźniaczo podobny do kredytów „frankowych”. Jednak problem został rozwiązany, bo dało się wykazać, że zastosowały mechanizm, który gwarantował im nieuprawnione zyski. Dlaczego więc banki nie kwapią się do rozwiązania problemu kredytów indeksowanych, na których zarobiły ogromne pieniądze i twierdzą, że wszystko jest OK?
Prof. Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej w latach 2004–2010, stwierdził, że działania zabezpieczające banki przed ich ryzykiem walutowym wpływały na kurs złotego. Banki sprzedawały franki na termin na rynku kasowym, by kupować złote. I przez to kurs (złotego) szedł w górę”, co było korzystne dla banków, ale bardzo niekorzystne dla frankowiczów, o czym banki doskonale wiedziały. Co jedna strona zyskiwała – to druga traciła; nie ma w umowie innych stron, co często sugerują banki.
Nie ulega wątpliwości, że oferty kredytów złotowych indeksowanych do CHF były prezentowane jako tańsze oraz niewymagające wysokiej zdolności kredytowej jak np. kredyty nieindeksowane. To są jedyne powody, dla których kredytobiorcy decydowali się na takie kredyty. Ale w rzeczywistości kredyty te nie były, bo nie mogły być tańsze. Byłaby to wręcz „herezja”, gdyby banki oferowały kredyty z oprocentowaniem znacząco niższym od rynkowego. Piszą o tym także obrońcy interesu banków w „Poradniku frankowicza”, m.in. prof. UG Leszek Pawłowicz (w dodatku DGP z 19.05 br.) W rzeczywistości zapisane w umowie oprocentowanie takich kredytów, dotyczyło tylko waluty indeksacyjnej (CHF), a nie waluty kredytu poddanej indeksacji, co łatwo sprawdzić obliczając RRSO w PLN. Skoro w latach 2004-2008 złoty był przewartościowany, banki przygotowały oferty na kredyty długoterminowe, w których wystarczyło założenie, że wartość indeksu czyli kurs PLN/CHF będzie wzrastała. Ponieważ liczba ofert kredytów indeksowanych rosła, nowopowstała KNF zobowiązała banki do przedstawiania min. dwóch alternatyw dla kredytu indeksowanego. W praktyce okazało się to fikcją, bo konstruowano je tak , by potwierdzały, że to właśnie kredyt indeksowany jest najlepszym rozwiązaniem. Niestety nadzorowi zabrakło inwencji albo woli, by zobowiązać banki do przedstawiania RRSO w walucie kredytu, co wprowadzono o wiele za późno.
Mechanizm działania klauzul indeksacyjnych wskazuje, że banki musiały sporządzać kalkulacje w oparciu o trendy kursowe, aby na takich kredytach zarobić nie mniej niż na kredytach złotowych. Proces przygotowania/konstruowania ofert oraz ich wprowadzanie do obrotu podlegają dokumentacji oraz zatwierdzeniu przez zarządy banków, bo takie „łamańce prawne” nie mogły się znaleźć na rynku przypadkowo. Bank powinien posiadać sporządzone w formie pisemnej procedury wewnętrzne, określające sposób i zakres informowania każdego klienta o związanym z kredytem ryzyku, jak i jego konsekwencjach. Jednak banki odmawiają jej udostępnienia twierdząc, że np. zaginęły. Trudno uwierzyć, że dokumentacja, która służyła pozyskaniu klientów, przepadła. Dlatego teza, że obywatele zostali wprowadzeni w błąd co do natury tych umów oraz wszczepionego do nich instrumentu finansowego, jest jak najbardziej zasadna. Użycie takiego instrumentu/ indeksu stanowi grę na rynku finansowym, dopuszczalną jedynie między profesjonalistami, a włączenie go do umowy o kredyt hipoteczny nie jest zgodne z naturą kontraktu, bo stawia kredytobiorcę w niekorzystnej sytuacji od momentu zawarcia umowy. Niskie oprocentowanie, deklarowano w umowach, okazało się w praktyce znacznie wyższe. Nikt z kredytobiorców nie dostawał rozliczeń w złotych, które by ujawniły efekty indeksacji tj. zawyżone koszty odsetek, gdzie ukrywano spready, oraz przeszacowanie/ indeksację zwiększającą kwotę zadłużenia. W umowach kredytowych nie ma takich pozycji kosztów kredytu ,jak koszt spreadu czy indeksacji. Nie ma ich też w definicji kredytu (art 69 prawa bankowego).
To nie moda na kredyty indeksowane spowodowała zwiększenie na nie popytu, czy rzekoma chciwość klientów. To dobrze skalkulowane pod względem finansowym i sformowane pod względem marketingowym oferty bankowe zwiększyły zainteresowanie tego typu kredytami. Umieszczona w umowie, czasem w regulaminie kredytowania, klauzula indeksacyjna w formie instrumentu finansowego, nie była łatwa do interpretacji/identyfikacji nawet przez specjalistów z dziedziny prawa i finansów, a co dopiero przez zwykłego konsumenta. Oferty te wskazywały na oprocentowanie znacząco niższe od rynkowego, ale w praktyce okazało się, że jest ono wyższe, co łatwo wykazać na podstawie historii spłat. Gdyby kredytobiorcom przedstawiono rzeczywisty efekt indeksacji, np. że kwota kredytu zwiększa się o spread (5-10%) już w dniu jego zaciągnięcia, taka oferta już wzbudziłaby wątpliwości. A to dopiero początek problemu, bo nawet niewielki wzrost indeksu, czyli kursu PLN/CHF powoduje dalszy wzrost kosztów, przez co oferty takie stają się niekonkurencyjne. Zatem to nie chciwość kredytobiorców, lecz specyficznie konstruowane bankowe oferty, proponujące pozornie niższe oprocentowanie , wprowadzały klientów w błąd i wywołały popyt na tego rodzaju kredyty,
Nawet nie mając walut obcych banki mogły w tym procederze uczestniczyć, bo po zawarciu umowy o kredyt zamieniały PLN na CHF, jakoby kupowały od klienta walutę obcą, co w rzeczywistości nie miało miejsca. Już ten pierwszy zapis księgowy winien był wzbudzić podejrzenie nadzoru bankowego; nie odzwierciedlał on bowiem rzeczywistej transakcji, natomiast otwierał sztuczną pozycję (długą) walutową i furtkę do spekulacji np. do obrotu swapami itp instrumentami, pod pozorem zabezpieczenia tych nierzeczywistych pozycji walutowych. Jeśli koszty na tych zabezpieczeniach były duże, to trudno je nazwać przypadkowe. Przygotowując ofertę na kredyt indeksowany, bank miał pewność, że osiągnie zyski w przyszłości, co potwierdzały analizy trendów oraz rzeczywistość, na którą banki miały także znaczący wpływ. Mechanizm działania klauzul indeksacyjnych potwierdza, że banki nie wprowadziłyby ofert kredytowych z tak niskim oprocentowaniem, jakie deklarowano w umowach.
Skoro dotychczas kredytobiorcy ponosili koszty indeksacji a bankom powodziło się dobrze, przyszedł czas, aby ten proceder zakończyć i po prostu anulować jej efekty, nic więcej. Nie wiążą się z tym ani dodatkowe koszty ani zyski dla żadnej ze stron. Banki musiałyby pomniejszyć swoje zyski o zawyżone odsetki i zadłużenie klientów. Ani banki ani rządzący nie podjęli dotychczas prób koncyliacyjnego rozwiązania, które byłoby korzystne dla wszystkich. Ale zapewne uznano, że lepiej niech ci frankowicze płacą, bo ich na to stać. Sprawy będą zatem przeciągane, bo jest to dla banków i władz bezkosztowe i bezpieczne. Oficjalnie zaś mogą twierdzić, że „popieramy słuszne roszczenia frankowiczów”,
Jak stwierdza prof. Piotr Mielus „ w latach 2008-2015 polskie banki traciły na swapach duże pieniądze, a te wszystkie te koszty związane z odsetkami i kwotami kapitału przerzucały na klientów”. Skoro bank na swapach poniósł straty – to powinien je pokryć. Nie da się ich przypisać do umów o kredyt indeksowany, bo proceder indeksacji nie wymagał zaangażowania waluty obcej. Ponadto banki zataiły/ukrywały przed klientem wiele istotnych informacji dotyczących natury i konsekwencji wynikających z zawarcia umowy . Nie ma więc powodu, by klient płacił za nieuczciwość, brak wyobraźni i nieodpowiedzialność bankowców.
Konsument, skuszony ofertą niskiego oprocentowania, stał się nieświadomym graczem na rynku finansowym, na co nie był przygotowany, bo żaden z banków natury i konsekwencji takich transakcji nie wyjaśniał. Jak wiadomo banki miały wiele narzędzi wpływu na umocnienia franka, z których korzystały, bo było to w ich interesie. A czy kredytobiorcy – konsumenci mieli wpływ na obniżanie kursu? W tym nierównym zakładzie walutowym kredytobiorca nie miał szans. Zatajenie przed klientem ważnych informacji ma w tym procederze kluczowe znaczenie, gdzie konsument wydając pieniądze na nieruchomość, zostaje związany umową na długie lata i nie ma dalszych środków na prowadzenie gry rynkowej z bankiem. To jest zasadnicza nierówność stron, więc prawa konsumenta w zderzeniu z profesjonalistą winny być chronione. Przepis art. 385’ Kc stwierdza, że postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nie uzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne). Zastanawiające jest dlaczego sytuacja prawna takich kredytów jest nadal dyskutowana, a ochrona konsumentów poddawana w wątpliwość? Problem ten opisuje znakomicie prof. E. Łętowska, wskazując też na konieczność stosowania prawa i orzecznictwa UE w tym zakresie. Nie ulega wątpliwości, że umowy o kredyt indeksowany/waloryzowany do waluty obcej były skonstruowane w sposób specyficzny i zawierane w sposób adhezyjny, co zapewniało przewagę bankowi już w chwili jej zawarcia. Potencjalny klient nie miał wpływu na jej konstrukcję. W takiej sytuacji utrata przez banki dodatkowych korzyści z indeksacji nie oznacza w żadnej mierze wzbogacenia się frankowiczów kosztem profesjonalistów, a jedynie doprowadzenie do równowagi stron.
Można zgodzić się z prof. J. Kseniem który stwierdził, że w tym procederze wiele instytucji się skompromitowało, ale najbardziej skompromitował się rząd. Nie dość, że nie panował nad apetytami instytucji finansowych, to jeszcze sam pogłębiał kryzys. Kryzys finansowy w latach 2008-2011 w zapowiedziach polityków i nadzorców miał ukrócić takie praktyki, ale nic takiego nie nastąpiło. Banki, które wprowadziły ludzi w niebezpieczną uliczkę kredytów frankowych, nie powinny mieć prawa, aby doić ich na dodatkowe 5-10% w postaci spreadu. Skoro bank udzielił klientowi kredytu nominowanego w walucie obcej, ale fizycznie „nie sprzedawał waluty”, to nie ma uzasadnienia, by stosował odmienne kursy walutowe przy wypłacie i spłacie kredytu.
W państwie prawnym ochrona konsumenta na rynku finansowym stanowi jeden z istotnych elementów ochrony prawnej. W interesie państwa jest nie tylko stworzenie cywilnoprawnych ram wymiany handlowej, lecz również bezpośrednia ingerencja w ten obrót, jeśli naruszane są uprawnienia konsumenta.
Ireneusz Łazarski
prawnik, biegły rewident
absolwent ekonomii i finansów
Georgetown University, Washington D.C
Aktualizacja: 26.10.2020, 21:00 Publikacja: 26.10.2020
Krzysztof Kalicki: O kredytach, franku i paleniu czarownic
Platońska podstawa funkcjonowania ludzkości: z prawdy powstaje prawda, ale z fałszu nigdy prawda nie powstaje.
W sprawach kredytów walutowych pragnę zabrać głos jako ekonomista i obywatel, bo „kto milczy, ten się zgadza”. Ja nie mogę się zgodzić z tym, co dzieje się w polskiej gospodarce. Na skutek presji lobby kredytobiorców walutowych do systemu stabilności finansowej wprowadziliśmy „konia trojańskiego” – interpretację prawa kwestionującą podstawy ekonomii.
Zainspirowała mnie książka Y.N.Harari „Sapiens”, w której autor pokazuje, jak na przestrzeni dziejów ludzkich prawo było wykorzystywane instrumentalnie w interesie jednych grup kosztem innych. W każdym kodeksie, od Hammurabiego do współczesności, deklarowanym celem była sprawiedliwość sankcjonująca egzekwowany ład społeczno-polityczny. Sprawiedliwość okazała się przewrotna prowadząc do sytuacji, gdy ktoś inny wpływa na zdarzenia ekonomiczne (np. zmiany kursu walutowego to element polityki rządów i banków centralnych), ale odpowiedzialnych szuka się gdzie indziej (np. w bankach). Nie ma różnicy między pożyczkobiorcami walutowymi i złotowymi, ale asymetria w interpretacji prawa powoduje, że jedni odnoszą wysokie korzyści z orzeczeń sądów (w mojej opinii wydanych z nadużyciem prawa oraz praktyki ekonomicznej i bez zachowania zasady proporcjonalności), a inni dźwigają ciężar swojego długu samodzielnie. Tę nieuczciwą grę ekonomiczną obudowuje się „sprawiedliwymi” przepisami prawa lub swobodnymi jego interpretacjami. Zawsze dzieje się to pod wzniosłymi hasłami „sprawiedliwości” czasami z przymiotnikami społecznej, politycznej, historycznej, socjalnej etc. Aby tego dokonać, trzeba daną grupę ludzi czy instytucji w jakiś sposób wyizolować i zdyskredytować głosząc wszem i wobec, że taka grupa stanowi źródło zanieczyszczenia relacji społecznych, bo: jest nieuczciwa, kłamie, kradnie, ma złe intencje, malwersuje etc.
Zbrukane osoby czy instytucje łatwo jest w majestacie prawa pozbawić majątku, wywłaszczyć, obciążyć. Drastycznym przykładem jest historia spalenia na stosie – zgodnie z prawem – 200 rzekomych czarownic na Islandii na przełomie XVI/XVII w. Badania wykazały, że pozbawiono tak życia 199 bogatych gospodarzy, bo społeczność uznała, że bez czarów nie mogliby uzyskać korzyści gospodarczych. Sądy wydały wyroki prowadzące do spalenia na stosie, a majątek przypadł lokalnej społeczności. Rabunek i zbrodnia dokonały się w majestacie prawa.
Dziś ten mechanizm działa podobnie, choć w bardziej subtelny sposób. Dobrym przykładem są procesy społeczne, prawne i polityczne odnoszące się do kredytów walutowych. Banki dość absurdalnie oskarża się o to, że: udzielały kredytów w złej wierze, cynicznie wciągały klientów w pułapkę kursów walutowych, udzielając kredytów w walutach nigdy tych walut nie miały, ustalały kursy walut, manipulowały i przewidywały zdarzenia w ciągu 20 lat kredytowania etc.
Wszystkie podnoszone przez niezadowolonych kredytobiorców oskarżenia pozbawione są podstawy logicznej, faktycznej, ekonomicznej i są petryfikacją zmitologizowanych zdarzeń – w jednym celu: aby uniknąć skutków decyzji kredytowych podjętych pierwotnie przez naciskającą grupę interesu.
Nie wspomina się o lobbystycznych działaniach na rzecz frankowiczów, o presji wywieranej na politykach, o nieodpowiedzialnych obietnicach wyborczych, o konfliktach interesów sędziów, prawników, dziennikarzy czy polityków, o setkach kancelarii, które oferują wręcz przemysłowo usługi w ich grze sądowo-ekonomicznej przeciwko bankom.
W latach 90. klienci nie zaciągali kredytów walutowych, ponieważ Polska miała nieuregulowane zobowiązania międzynarodowe, a dostęp do finansowania walutowego był dla osób fizycznych bardzo ograniczony. Z drugiej strony popyt na mieszkania był ogromny. Po trzecie, oszczędności krajowe i podaż kredytów w złotych była niewystarczająca i droga. Po czwarte, szybko rosnąca polska gospodarka powodowała, że do kryzysu światowego 2008 r. złoty był stabilny, a nawet umacniał się w stosunku do walut o bardzo niskim oprocentowaniu, jak frank czy euro.
Finansowanie walutowe uruchomiło wielki boom budowlany, co było w interesie konsumentów (zamiast płacić za wynajem obsługiwali kredyty), całej gospodarki, budżetu państwa i polityków. Alternatywą do własności mieszkań była perspektywa uzyskania po wielu latach lokali finansowanych z własnych oszczędności i drogi wynajem (przy ograniczonej podaży mieszkań). Trudno założyć, że 800 tys. rodzin, które skorzystały z finansowania w walutach, dały się manipulować „złym bankom”. Te kredyty brali ludzie wykształceni, pracujący w biznesie menedżerowie, bankowcy, ubezpieczyciele, dziennikarze, sędziowie, prawnicy, parlamentarzyści, ministrowie etc.
Spór o uczciwą i rzetelną interpretację faktów jest prowadzony między kilkunastoma bankami a kilkusettysięczną armią wpływowych warstw społecznych, widzących swoją szansę obniżenia kosztów kupna swoich nieruchomości poprzez redukcję wartości zaciągniętych kredytów w bankach, szacowaną na co najmniej kilkadziesiąt miliardów złotych utraconej wartości aktywów. Skutki podjęcia ryzyka walutowego przez kredytobiorcę mają ponieść w całości banki (de facto reszta społeczeństwa), a ci, którzy takiego ryzyka nie podjęli i zaciągnęli zobowiązania w złotych, ponoszą w całości koszty wysokich odsetek od kredytu złotowego. Ta ekwilibrystyka doprowadzi do nieuzasadnionych transferów gotówki na rzecz kredytobiorców walutowych z poszkodowaniem reszty społeczeństwa.
Przypisanie bankom „ciemnych mocy” pozwala, jak opisał to prof. Y.N. Harari, wyizolować tych, na których wpływowe grupy społeczne przerzucają w majestacie prawa znaczącą część kosztów finansowania ich mieszkań i domów. Odpowiedzialni za to, zgodnie z teorią Harariego, są szamani umysłu i prawa. Nazywanie działania banków oszustwem wymierzonym przeciwko interesom konsumentów jest nadużyciem prowadzącym do nieobliczalnych konsekwencji.
Prof. Y.N.Harari podkreśla, że takie „zjawiska można zgłębiać tylko poprzez dociekanie zdarzeń, okoliczności i stosunków władzy, za sprawą których wytwory wyobraźni przeistoczyły się w okrutne – i bardzo realne struktury społeczne”.
Pomijanie przez prawników kwestii obrotu gospodarczego i ekonomicznych skutków zawężonego oglądu może prowadzić nie do prawdy, ale do jej fałszowania. Tymczasem, przede wszystkim trzeba ocenić, co jest, a co nie jest abuzywne w gospodarce rynkowej, którą gwarantuje polska Konstytucja.
OCENA EKONOMICZNA ORZECZEŃ SĄDOWYCH
Mam poważne wątpliwości, czy sądy, które tak ochoczo walczą o przestrzeganie Konstytucji w swojej sprawie, równie fundamentalnie stosują ją w sprawach gospodarczych. Dla życia gospodarczego fundament stanowi art. 20 Konstytucji: „Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej” oraz art. 22 wprowadzający zasady ograniczenia wolności działalności gospodarczej. Wolność gospodarcza oznacza swobodę tworzenia podaży produktów oraz ustalania przez sprzedających cen i warunków umownych na konkurencyjnym rynku – o ile w interesie publicznym nie zakazuje tego ustawa. Żadna ustawa nie zakazała obrotu dewizowego czy oferowania kredytów. Tymczasem wiele wyroków w sprawach dotyczących kredytów budzi wątpliwości ze względu na brak wiedzy eksperckiej osób rozstrzygających spór i niewchodzenie w meritum.
Konstytucja chroni prawo własności w art.21 („Rzeczpospolita Polska chroni własność”) oraz w art. 64: „własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich prawnej”, „własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności”, a „wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem”. Tu również rodzą się poważne wątpliwości, czy wyroki niektórych sądów chronią własność i czy nie następuje wywłaszczenie banków tylnymi drzwiami (bez ustaw i odszkodowania). Majątek banków przy głęboko wątpliwej ocenie nieuczciwości praktyk rynkowych i ich „abuzywności”, jest redukowany w olbrzymiej skali, która może sięgnąć 60 mld zł, a nawet w skrajnej sytuacji 200 mld zł. Dodajmy, że ten majątek wywłaszczany na rzecz kredytobiorców walutowych jest finansowany z oszczędności innych konsumentów, którzy są deponentami lub pożyczkodawcami dla banku. To oni jako deponenci, kredytobiorcy złotowi, czy inni użytkownicy usług bankowych oraz pracobiorcy, akcjonariusze, a na koniec budżet państwa, zapłacą za majątek przysporzony kredytobiorcom walutowym w skali nieuzasadnionej ani rzeczywistością gospodarczą, ani społecznie, ani etycznie. Parafrazując, jeszcze nigdy tak wielu nie płaciło za tak niewielu. Tak czy inaczej, zjawisko to powoduje asymetryczne korzyści jednej wpływowej grupy społecznej kosztem reszty nieświadomego społeczeństwa.
Trzeba podkreślić, że banki po stronie pasywnej mają zobowiązania wobec deponentów i pożyczkodawców, które muszą spłacić. Z tych depozytów i pożyczek skorzystali kredytobiorcy – w tym we frankach. W wyniku decyzji sądów sprowadzających zobowiązanie kredytobiorcy do kwot w złotych po kursach historycznych, następuje po stronie banków utrata aktywów pokrywających ich zobowiązania wobec deponentów. W konsekwencji banki odnotowują stratę w ciężar kapitałów własnych, które w wielu przypadkach mogą okazać się niewystarczające lub wytworzyć ryzyko destabilizacji sektora.
O CO CHODZI Z TĄ ABUZYWNOŚCIĄ KURSU BANKOWEGO? CZYM JEST RYNEK WALUTOWY?
W tym miejscu chciałbym wykazać, że próby interpretacji zgodnej z konstytucją działalności gospodarczej, jako nieuczciwych praktyk rynkowych są, moim zdaniem, niedozwoloną interpretacją rzeczywistości gospodarczej i wybiegiem prawnym prowadzącym do wywłaszczenia banków (i innych konsumentów) na rzecz silnie lobbujących frankowiczów.
Kredytobiorcy twierdzą, że bank swobodnie ustalił w tabeli kurs walutowy. Fałszywość tej tezy jest dla ekonomistów jasna. Kurs waluty, jak każda cena, ustala się na wolnym rynku w wyniku ścierania się sił podaży i popytu.
Z uzasadnień wyroków sądowych wynika, że środowisko sędziowskie w dużej części nie rozumie, czym jest rynek walutowy. Nie rozumie też tego prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jest to rodzaj rynku finansowego – po pierwsze – nieregulowany, a po drugie – niezinstytucjonalizowany, czyli taki, na którym transakcje są dokonywane w sposób swobodny i niezorganizowany pomiędzy zainteresowanymi podmiotami. Ważną cechą rynku walutowego jest rozproszenie jego uczestników, tak po stronie popytu, jak i podaży, bez ingerencji żadnych zinstytucjonalizowanych podmiotów. Transakcje wymiany zawierane są przez nieustannie zmieniający się zbiór podmiotów całego świata i dokonywane są w każdej milisekundzie.
Nie istnieje system ustalania kursu referencyjnego dla całego rynku, a ustalane przez banki kursy średnie są estymowane na podstawie doboru cząstkowych, ale reprezentatywnych źródeł informacji. Innymi słowy, kurs jest ustalany w oparciu o transakcje wykonane przez uczestników rynku.
Sędziowie pomijają ten niewygodny fakt dla uzasadniania rzekomej abuzywności. A przecież na co dzień wszyscy mamy do czynienia z kształtowaniem cen. Nikt nie tłumaczy, jak wygląda dany proces dochodzenia do ceny rzodkiewki – ważne, aby była ona konkurencyjna na rynku.
Rynek istnieje dzięki konkurencji cen/kursów, dlatego podnoszenie w tym kontekście zarzutu abuzywności jest absurdalne. Kurs walutowy na rynku nie może być abuzywny, gdyż banki nie mają monopolu na sprzedaż czy kupno waluty obcej. Gdyby kurs odbiegał od rynku, to bank albo by tracił środki sprzedając walutę zbyt tanio, albo nie zarabiałby na transakcjach walutowych, ponieważ kontrahenci nie chcieliby zawierać z nim transakcji niekorzystnie.
Tymczasem, w większości uzasadnień wyroków uznających proces ustalania kursu walutowego przez bank za abuzywny, brak jest dowodów, że kursy walutowe banków byłyby określane w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami. Jeśli sąd zastanawia się nad wartością kursu walutowego kwestionowanego przez klienta, wówczas najczęściej dochodzi do wniosku, że kurs był po prostu rynkowy i nie ma podstaw do unieważniania umowy.
Największym problemem banków jest, że sędziowie kierują się nie tylko przepisami – ale wiedzą lub niewiedzą – finansową, kodem kulturowym wyrosłym mniej lub bardziej z gospodarki centralnie planowanej lub rynkowej, bardziej lub mniej fundamentalną aksjologią i etyką, uprzedzeniami do instytucji działających na rynku, „sprawiedliwością społeczną” lub polityczną etc. działając na rzecz wybranej grupy społecznej. Strony oczekują równego i sprawiedliwego traktowania, aby nie mieć wrażenia, że argument „bank ustalił kurs” jest tylko pretekstem i wybiegiem prawnym w celu uzasadniania rzekomej abuzywności działania banku.
Jeżeli podważa się konstytucyjne zasady działania gospodarki rynkowej i kształtowanie cen czy kursów przez rynek, to paradoksalnie może okazać się abuzywna każda cena proponowana przez dowolnego sprzedawcę każdego towaru jedynie dlatego, że klient nie ma możliwości odtworzyć zdarzeń, które do danej wartości doprowadziły. Podważa się w ten sposób: mechanizmy wolnego rynku – w tym w zakresie ustalania kursów walut w wyniku popytu i podaży na efektywnym rynku walutowym, zmiany wartości pieniądza w czasie – w zależności od stóp procentowych dla danego rodzaju pieniądza, marże banków wynikające z indywidualnej kalkulacji gospodarczej i ponoszonego ryzyka.
Problem zaczyna się tam, gdzie swoboda interpretacji prawnych i niezrozumienie procesów gospodarczych pozwala bez udowodnienia nieuczciwego zamierzonego działania interpretować decyzje na korzyść lobby frankowiczów.
Abstrahowanie od rynku i kalkulacji gospodarczych w przypadku kredytów walutowych prowadzi do obalenia umów kredytowych i zapewniania jednemu segmentowi konsumentów wieloletniego finansowania nabytych nieruchomości bez konieczności ponoszenia przez niego adekwatnych rynkowo kosztów. Trzeba tu podnieść, że rozliczanie tych unieważnionych umów po kursach historycznych prowadzi do precedensu, który w żadnej mierze nie jest akceptowalny dla ekonomisty, bankowca, człowieka o zdrowym rozsądku oraz nie powinien być też akceptowalny dla prawników czy też nadzorców.
Źródłem tych błędnych założeń – w mojej opinii – jest niedostateczna wiedza o funkcjonowaniu rynków i sposobie kształtowania cen, o regulacjach sektorowych, o produktach finansowych i kontraktach, które je regulują. W oparciu o swobodną interpretację sędziów rozstrzyga się o rudymentarnych kwestiach konstytucyjnych, swobodzie rynkowej, ochronie własności, regulowania zobowiązań, ważności i trwałości umów, wywłaszczenia z majątku, podważeniu interesu gospodarczego. Czy nie jest to opisane przez prof. Y.N.Harariego nadużycie prawa w interesie grupowym?
Dr hab. Krzysztof Kalicki jest profesorem Akademii Leona Koźmińskiego. Były wieloletni prezes Deutsche Bank Polska.
swoją drogą wzruszajace i budujące, że pan profesor porzucił makiawelizm na rzecz platonizmu
Lubię to! · Odpowiedz · 1 · 4 t · Edytowany
Tomasz Głąb
może warto, aby Redakcja rozważyła zamieszczenie przy tekście bankiera klauzuli: „Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są częścią debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji”
Lubię to! · Odpowiedz · 1 · 4 t
Franciszek Poznański
Panie profesorze, jakim prawem banki mają oddać frankowiczom pieniądze za przegrany proces (po przekrecie „na franka” ) ze zdeponowanych oszczędności swoich klientów? Dlaczego nie z miliardowych zysków, które uzyskiwały przez ostatnie 10 lat, którymi chwaliły się w corocznych sprawozdaniach? Gdzie są te miliardy? I drugie pytanie: skoro te kredyty były uczciwe i zgodne z prawem, to dlaczego są zabronione w całej Europie i wszystkie kraje poza Polską poradziły sobie z tym problemem? Czekam na odpowiedż, ale zapewne Pan profesor nie odpowie.
Wanda Jerzyk
to był przekręt i pan o tym dobrze wie, w 16 panstwach wykonano go, nie tylko w Polsce
Lubię to! · Odpowiedz · 1 · 7 t
Łukasz Kuźma
Pan Profesor za to nie rozumie czym jest prawo konsumenckie. To są wadliwe umowy. Problem jest prawny nie ekonomiczny. Umowy w tym kształcie nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zapisy niedozwolone to tylko część problemow z tych umów.
„„bank ustalił kurs” jest tylko pretekstem i wybiegiem prawnym w celu uzasadniania rzekomej abuzywności działania banku.” – poważnie, a spready na poziomie 10% brały się z gry rynkowej nie z ustaleń wewnętrzych banków?
A potem dziwić się, że ludzie wierzą w płaką ziemię, skoro profesorowie takie bzdury wypisują.
Lubię to! · Odpowiedz · 3 · 7 t
Pan Dik
Popłakałem się, tacy uczciwi a ludzie tacy niewdzięczni.
Patryk Kaminski
Były prezes banku którego już nie ma bo został sprzedany bo innego za walki na rynku niemieckim i polskim. Więc nie jest Pan wiarygodny, bo każdy złodziej będzie chciał się wybielić
Lubię to! · Odpowiedz · 4 · 7 t
Grzegorz Gawron Gawliczek
Artykuł jest prawdziwy. Stwierdza, że można mieć wykształcenie, ale można dokonywać błędów logicznych. Pan był prezesem Deutsche Banku – proste zadanie. Proszę powiedzieć, dlaczego prowizje handlowe dla pracowników banku były dwukrotnie wyższe za kredyt frankowy? Dlaczego ciężar umowy jest w 100% na kredytobiorcy, a gdy to się zmienia to jest to złe? Frankowicze to nie lobby (ale rozumiem, że Pan tak to rozumie – tak działają zasady Pana świata). Na otarcie łez powiem, że nie wszyscy frankowicze pójdą do sądu, bo ich na to zwyczajnie nie stać. Systemowo nikt tego nie rozwiąże, bo banki mają swoje lobby, partie potrzebują kredyty, a szef rządu to udziałowiec banku itd.
Niech Pan zejdzie na ziemię i oceni realnie co się dzieje w Polsce. Dlaczego klienci kredytów złotówkowych również nie wiedzą, ile pożyczyli pieniędzy??? Wibor, libor itd. to narzędzia do oszustw i nadużyć w białych rękawiczkach. Dożyliśmy takich czasów, że pożyczka od żyda jest uczciwsza niż od tzw. instytucji zaufania publicznego. Tyle i tylko tyle.
AMIESZCZONE PRZEZ: AREK SZCZEŚNIAK 18 GRUDNIA 2020
Bankierzy, czarownice i sądy
Próby nacisku na sądy i urzędy wywierane przez przedstawicieli sektora bankowego nie mogą pozostać bez odpowiedzi strony społecznej. Jednym z przykładów, który wymaga odpowiedzi, jest tekst Krzysztofa Kalickiego opublikowany w Rzeczpospolitej[1]
Były prezes Deutsche Bank Polska porównuje klientów banków do tłumu polującego na czarownice. Klienci, którzy walczą o swoje prawa są oskarżani o zamach na własność banków. Ci sami klienci, wobec których bank stosował niekonstytucyjne przepisy o Bankowym Tytule Egzekucyjnym, odbierał im mieszkania niezgodnie z polskim i unijnym prawem. Ci sami, którym sam ustalał wysokość zadłużenia. Jest to znamienne podejście prezentowane także wobec klientów jego banku. Wilk zamienia się w owcę.
Dr. Kalicki błędnie wskazuje, iż żadna ustawa nie nakazuje określonego sposobu prowadzenia działalności gospodarczej. W przypadku banków określa to ustawa o prawie bankowym. Dla klientów będących konsumentami banki muszą przygotować swoje produkty zgodnie z Dyrektywami i polskimi przepisami określającymi prawa konsumentów. W Polsce część z nich obowiązuje dopiero od 2000r. Ale dla Pana Kalickiego abuzywnymi stają się także wyroki czy ustawy. Co jeszcze może być abuzywne?
W tej chwili mamy już setki wyroków stwierdzających, że te umowy wprowadzały klientów w błąd oraz, że zostały skonstruowane niezgodnie z prawem, zarówno polskim jak i unijnym.
Po latach wady prawne wskazali w swoich dokumentach: Rzecznik Finansowy (RF), Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), Najwyższa Izba Kontroli (NIK) , Sąd Najwyższy (SN) – w wielu wyrokach oraz Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).
Pan Kalicki oskarża te wszystkie instytucje o działania niezgodne z prawem ekonomii najwyraźniej zapominając, że nas wszystkich obowiązuje prawo stanowione. Zapomina także o historii “afery frankowej”, a jej pokazanie – z punktu widzenia obu stron – jest konieczne do uzyskania prawidłowego osądu.
Przypominam więc to, o czym milczano
Jest 1 maja 2004r. Polska wchodzi do Unii Europejskiej. Pokładaliśmy wielkie nadzieje jako społeczeństwo, wzorem dla nas były kraje UE, ich dobrobyt, styl życia i sprawność państwa. Tego chcieliśmy także dla nas. Tutaj w Polsce.
Proces wejścia do UE nie był procesem łatwym. Musieliśmy dostosować nasze prawo do prawa unijnego. Zmianie uległo także prawo dotyczące ochrony konsumentów. Prawo do tej ochrony gwarantuje nam Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 76. Przepisy te mają być regulowane w drodze ustawy.
Już w 2000r. rozpoczęto proces dostosowywania do unijnego prawa. I to w tym roku banki zaczynają na szerszą skalę oferować kredyty hipoteczne obarczone ryzykiem walutowym. Do 2004 banki sprzedały 67 tys. takich kredytów.
W 2004r. sektor bankowy zarobił 7,1 mld złotych.
W 2005r. Związek Banków Polskich ostrzega i alarmuje o konieczności ograniczenia tego ryzyka. Prowadzi korespondencję z ówczesnym organem nadzoru. Mimo to, banki które są zrzeszone w ZBP rozkręcają akcję kredytową. W 2005r. sprzedają 83 tys. kredytów. Przez kolejne trzy lata wydają miliony na reklamy, w których często twarzą są celebryci m.in. Anna Maria Jopek i Feel (Millennium), Bogusław Wołoszański (BPH), Marek Kondrat (ING), Piotr Fronczewski (GetIn Bank), Jerzy i Maciej Stuhrowie (Raiffeisen).
W 2005 sektor bankowy zarobił 9,1 mld złotych.
W 2006r. ograniczeniom w sprzedaży kredytów nie jest przychylny prezes UOKiK. Wybór pozostawił klientom. Jednak to banki przygotowały wzorce umów, jak się okazało później -wzorce wadliwe.
Komisja Nadzoru Bankowego wprowadza Rekomendacje S. Zaleca bankom m.in., aby sprzedawać przede wszystkim kredyty hipoteczne w złotych, a zdolność kredytową obliczać jak dla kredytów złotowych i powiększać kapitał kredytu do wyliczeń o dodatkowe 20%.
Działania te przynoszą skutek odwrotny. Banki sprzedają w tym roku blisko 130 tys. tych kredytów.
W 2006 sektor bankowy zarobił 10,7 mld złotych.
W 2007r. dalej nie podejmuje się żadnych działań w celu ograniczenia tej akcji kredytowej. Przeciwny ograniczeniom jest m.in. premier Kazimierz Marcinkiewicz (później pracował dla Goldman Sachs).
Prezes BZW BK Jacek Kseń jasno wskazywał o ryzykach związanych z tymi kredytami:
“Tłumaczyłem, że to ryzyko, że nie chcę mieć za parę lat wielomiliardowych portfeli popsutych kredytów walutowych, że żadna prosperita nie jest wieczna. …. Presja współpracowników była wielka, zwłaszcza że inne banki wtedy bardzo dużo zarabiały. Na marżach, a przede wszystkim na wymianie walut.”
W 2007 sektor bankowy zarobił 13,7 mld złotych.
W 2008 r. banki osiągają apogeum sprzedaży. Mimo rekomendacji S nawet 90% sprzedawanych kredytów hipotecznych zawiera ryzyko kursu walutowego. Banki oferują kredyty w kwocie przewyższającej wartość nieruchomości, do kredytu dołączają dodatkowe ubezpieczenia (płaci klient, a ochrona jest dla banku) i wszystkie środki klienta próbują wrzucić na polisolokatę.
Straty na polisolokatach w wielu przypadkach wynosiły ponad 90% wpłaconego kapitału, a przedsiębiorcom oferują na masową skalę opcje walutowe.
Po kilkunastu latach straty Polaków na tych produktach szacuje się na ponad 100 mld złotych.
15 września 2008 roku Lehman Brothers, amerykański bank inwestycyjny ogłosił upadłość. Na giełdach wybuchła panika, kursy walutowe szaleją. Eksperci, którzy wcześniej polecali te kredyty mówili tak jak np. Ryszard Petru:
“Mogę pospekulować, że branie kredytów we frankach jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza że inflacja w Szwajcarii spada i nie ma oczekiwań, by stopy w Szwajcarii mogły wzrosnąć, w związku z czym oprocentowanie kredytów w tej walucie nie wzrośnie”…. a w październiku 2008 przewalutował kredyt o czym poinformował dopiero w 2015r.
W 2008 sektor bankowy zarobił 13,6 mld złotych.
Od 2009r. organy nadzoru oraz UOKiK badały sposób kształtowania kursów walut na podstawie, których banki przeliczały kwoty kredytów. Dowolność w ustaleniu kwoty rat i salda zostały uznane za niezgodne z prawem. Wyroki Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (2010 i 2011r.) potwierdziły stanowisko urzędów. Jedyną reakcją Państwa było przyjęcie tzw. ustawy antyspreadowej. Nie dotyczyła ona istoty problemu, czyli usunięcia już dokonanych skutków zawartych umów. Mało tego, banki mimo tych wyroków dalej wykonują umowy w oparciu o te zapisy.
Pierwsze pozwy wobec banków trafiały do sądów od 2013r. Największy pozew zbiorowy trafił do sądu w czerwcu 2014r.
W latach 2009 – 2014 sektor bankowy zarobił ponad 82 mld złotych
15 stycznia 2015r. SNB uwolnił kurs franka szwajcarskiego. W Polsce za 1 CHF trzeba było zapłacić nawet powyżej 5 zł. Wpływ tego wydarzenia na tysiące rodzin był druzgocący. Zauważyli to politycy… A skoro rząd nie potrafił rozwiązać tego problemu, w kampanii prezydenckiej obietnicę złożył kandydat Andrzej Duda.
Już po wyborach odbyło się spotkanie w Kancelarii Prezydenta z bankami. Na kolejnych spotkaniach urzędnicy kancelarii Prezydenta próbowali przekonać sektor bankowy do pracy nad rozwiązaniem ustawowym. Strona społeczna również przekonywała prezesów banków, że takie rozwiązanie będzie lepsze niż tysiące spraw w polskich sądach. Osobiście odebrałem słowa Prezesów banków, a także słowa pana Krzysztofa Kalickiego prezesa Deutsche Bank Polska, jako pogardę dla prawa, prawomocnych wyroków, a także klientów gotowych do rozmów o wspólnym rozwiązaniu problemu.
Strona społeczna sprawiedliwość widziała w zrównaniu wadliwych kredytów tzw. „walutowych” z kredytami w PLN ze stopą procentową WIBOR. Krytyka banków, a nawet straszenie polskiego rządu przez ambasady 4 państw wykluczyła rozwiązanie ustawowe. Banki żadnego rozwiązania ustawowego nie akceptowały, mimo że często kredytobiorcy płaciliby podobne lub nawet wyższe raty. Politycy w walce z sektorem bankowym skapitulowali, znowu pokazali, że wobec silnych są słabi.
To dlatego klienci poszli do sądów. Do tej pory żadna grupa społeczna nie decydowała się tak często na pozew wobec tak potężnych firm. W chwili obecnej ok. 40 tys. osób zdecydowało się na walkę przed sądem. Skala wydaje się duża, ale jest to tylko kilka procent tych, którzy mają takie produkty.
Od ponad roku szala zwycięstw sądowych przechyla się na korzyść konsumentów, którzy wygrywają ok 90% spraw. To efekt wyroku TSUE w sprawie p. Dziubak, ale także wyroków Sądu Najwyższego.
Mimo to banki dalej nie widzą problemu, odwołują się do ostatniej kropli krwi i podnosząc od kilku lat te same argumenty, których praktycznie żaden sąd obecnie nie akceptuje. Wygląda to jak paniczny brak akceptacji dla nowej rzeczywistości; banki po prostu nie mogą pogodzić się z tym, że przegrały. Sądy coraz częściej stosują orzeczenia TSUE, których w sprawach kredytów pseudowalutowych jest już kilkadziesiąt.
Spowodowało to niezwykłą aktywność kierowaną do wymiaru sprawiedliwości. Dochodzi do tego, że są przedstawiane opinie o braku wiedzy sędziów w tym sędziów Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Banki zapraszając sędziów na swoje liczne spotkania, konferencje, naiwnie liczą, że jakiś procent wyroków niezgodnych z prawem z Wrocławia czy Gdańska, może zmienić linię orzeczniczą.
Banki dalej nie widzą zmian jakie zaszły w nas, obywatelach Unii Europejskiej. Polska zmieniła się i wraz z nią Polacy. Czują się Europejczykami i chcą żyć jak pełnoprawni obywatelami Europy. Oczekują uczciwych umów, uczciwych banków, a jeżeli ich nie dostaną, będą o nie walczyć korzystając ze swoich praw. Arkadiusz Szcześniakprezes SBB
4.2.2. Analiza skutków orzeczenia TSUE w sprawie C-260/18 dotyczcego wykÙadni przepisów dyrektywy ws. nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich dla krajowego systemu bankowego W 2019 r., po wydaniu orzeczenia prejudycjalnego przez TSUE z dnia 3 paĊdziernika 2019 r. ws. C-260/18 dotyczcego wykÙadni przepisów dyrektywy w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich, Komitet uznaÙ portfel walutowych kredytów mieszkaniowych za generujcy ryzyko systemowe przede wszystkim z uwagi na ryzyko prawne dotyczce moČliwych pozwów kredytobiorców co do ksztaÙtu umów kredytowych. Pierwsze analizy zwizane z tym zagadnieniem zostaÙy zaprezentowane Komitetowi przez UKNF w lipcu 2019 r., jeszcze przed wydaniem wyroku przez TSUE. DotyczyÙy oszacowania skutków jakie mog wynikn° dla banków z (i) ustalenia niewaČnoïci klauzuli indeksacyjnej, a co za tym idzie niewaČnoïci umowy kredytu w kontekïcie zarzutu przedawnienia roszczeÚ banku, oraz (ii) utrzymania umowy kredytowej w mocy mimo uznania klauzuli indeksacyjnej za nieistniejc, w nast¿pstwie czego kredyt walutowy zamienia si¿ w kredyt zÙotowy oparty na stawce LIBOR. Wyniki analiz wskazaÙy, Če ryzyko byÙoby istotne w przypadku upowszechnienia si¿ niekorzystnej dla banków linii orzeczniczej polskich sdów. We wrzeïniu 2019 r. Komitet zapoznaÙ si¿ z wynikami zaktualizowanej analizy potencjalnych skutków wyroku TSUE w sprawie tzw. umów frankowych i oceniÙ, Če ze wzgl¿du na brak natychmiastowych, bezpoïrednich skutków orzeczenia TSUE w polskim porzdku prawnym (ocena abuzywnoïci klauzul indeksacyjnych i ewentualnych jej skutków dla obowizywania konkretnych umów b¿dzie dokonywana przez polskie sdy w odniesieniu do konkretnych treïci umów i z uwzgl¿dnieniem indywidualnych okolicznoïci towarzyszcych ich zawarciu), ryzyko zwizane z ewentualnymi procesami sdowymi dotyczcymi umów frankowych b¿dzie rozÙoČone w czasie i b¿dzie materializowa° si¿ stopniowo wraz z wydawaniem prawomocnych orzeczeÚ w poszczególnych post¿powaniach sdowych. Komitet zapoznaÙ si¿ Informacja o działalności KSF w zakresie nadzoru makroostrożnościowego w 2019 r. 33 Ryzyko systemowe takČe z przedstawionym przez UKNF wst¿pnym podejïciem audytorów do kwestii tworzenia w bankach rezerw/odpisów w zwizku z orzeczeniem TSUE i spodziewanymi wyrokami sdów krajowych. Wykres 7. Struktura kredytów mieszkaniowych