Frankowicze! Bez waszych długów nie będzie pieniędzy!
Już w sierpniu ub. roku w artykule opublikowanym w GW, dostępnym na portalu https://www.bankowebezprawie.pl/ekonomiczne-aspekty-kredytow-indeksowanych/ polecam, w ramach uzupełnienia interesujących wniosków prof. Gwiazdowskiego z Uczelni Łazarskiego pisałem, że banki zarabiają od 80-100% na każdej jednostce indeksacyjnej (frank, euro, usd), zwiększając tym samym swój majątek (kapitał własny). Eksperci wyjaśniali, że to ceny (kursy walut), prawo podaży i popytu, że koszty kapitałów, taki rynek itp. Wyjaśnienia te to tzw. bajer, bowiem do indeksowania złotówek nie są potrzebne inne waluty; podobnie z kosztami kapitałów. Indeksacja to mechanizm przeliczeniowy, umożliwiający kreowanie aktywów finansowych kosztem frankowicza, lub innego walutowicza! Te aktywa banku to dodatkowy pieniądz, którego ilość łatwo wyliczyć; i nie jest to pieniądz pusty, w przeciwieństwie do wykreowanego przez NBP, bo ten wytworzony z udziałem frankowiczów, ma pokrycie w należnościach zabezpieczonych nieruchomościami. To solidny i stabilny pieniądz!
W skali kraju owi indeksowani kredytobiorcy dostarczyli i nadal dostarczają dodatkowych zysków, co zwiększa kapitały własne banków. Pozwala to udzielać dalszych kredytów, czyli od każdego tysiąca, mogą udzielić ich co najmniej 5,5- krotność tej kwoty. Stąd anulowanie np. 10 mld zł. takich aktywów, pozbawi banki co najmniej 55 mld.zł. potencjału kredytowego. Tak wynika z mnożnika M2/M0, (gdzie M0 –to gotówka, M2 to pieniądze razem) A jeśli takich należności banki mają 120 mld, z których 80 mld to wykreowane w procesie indeksacji, widzimy jak sprawa jest istotna! Frankowicze w ciągu kilkunastu lat dostarczyli bankom miliardy kapitałów! To nie żarty, można to przeczytać w sprawozdaniach finansowych i zapytać: Skąd w bankach tak znaczący wzrost kapitałów własnych po 2008 roku? Teraz to darmowe źródło zapewne wyschnie, więc banki chciałyby zwrotu kosztów! Tyle, że jakich i od kogo? Banki twierdzą, że to koszty kapitału, ale mogą pokazać tylko koszty swojej działalności, a te kredytobiorcy pokrywają na bieżąco płacąc prowizje i marże. Czy w ustawie prawo bankowe są jakieś inne koszty kredytów, o których nie wiemy? Można wykazać, że to banki korzystały z gratisowego źródła kapitałów wytworzonych dzięki frankowiczom. Może podzieliłyby się z nimi choć częścią swoich beneficjów? Zakładając, że pomysł ów zostanie uznany za niewart nawet uwagi, wysokość tych beneficjów pomożemy kredytobiorcom obliczyć! A to może pomóc w zrozumieniu kosztu kapitałów.
Jeśli nie byłoby długu– nie byłoby pieniędzy, tak pisał Marriner S. Eccles, szef Rady FED, już w połowie XX wieku. „Jesteśmy zależni od ciągle odnawianych kredytów bankowych, aby pieniądze mogły istnieć”. Kreując w ten sposób pieniądz, S. Ecless walnie przyczynił się do wyjścia z Depresji (vide New Deal), a potem sfinansowania wydatków wojennych. Dziś banki, podążając tym śladem, kreują kredyty nawet “z powietrza”, bez żadnych depozytów, udzielają ich klientom i rządowi ile potrzeba, zapominając, że podaż pieniądza w USA wzrosła o nieco ponad 10% tylko w roku 1935 oraz w latach wojny. A w Polsce w 2020 roku ten wzrost jest ogromny! To prawie jak Mugabe, który sądząc, że „pieniądze to bogactwo”, powielał dolary (swoje), czym zdewastował gospodarkę najbogatszego kraju Afryki. Wydaje się, że szef NBP twierdząc „mamy nieograniczone ilości pieniędzy” myśli podobnie. Zawsze pomoże, kupując lub pożyczając pod zastaw jakichś ciekawych aktywów. Do kredytowania najważniejsza jest decyzja, że akcja kredytowa ma rosnąć. Podejmują je banki, ale też ich właściciele. A właścicielami stajemy się coraz częściej my – rząd, pozbywając się nieprzyjaznego nam „obcego kapitału”. Finansowanie wówczas zawsze się znajdzie. Niepotrzebne jest nawet indeksowanie czyichś długów, bo są pewniejsze, mniej konfliktogenne sposoby kreowania wartości (czytaj: pieniędzy). Jeśli powstaje problem, to winni temu „zachodni bankierzy”, nawet jeśli trudno im przypisać chęci kredytowania wielkiego portu, mierzei, PGZ, OT, niewyborów, respiratorów itp. Powstają nowe aktywa, czyli wartości! Przecież jednostka Sasina to majątek wart 70 mln? To żaden koszt, to majątek w magazynie! A dziennikarz co ukradł jedną paczkę, jest ścigany z urzędu! Podobnie z „portem centralnym,”; tam też przybywa majątku (aktywów). Płacąc panu Horale uposażenie, bogacimy się, bo przyrasta wartość portu! Koszty przekopu mierzei, zaliczka na respiratory to też nasz majątek. W ten sposób w 2020 roku wzbogaciliśmy się aż o 36%! Politycy sądzą, że tak można w nieskończoność, „bo naród musi powiększać swój dorobek”. W 2006 roku popyt na rzekomo tanie kredyty indeksowane wzrósł, bo władze twierdziły : „ Jeśli weźmiemy pod uwagę wzrost gospodarczy, niską inflację i umacniającą się złotówkę, to obawy KNB nie znajdują potwierdzenia w faktach. KNB poprzez swoje niejasne i nie znajdujące poparcia w faktach działania udowadnia, że stawia ona interes sieci bankowych ponad interesem obywateli i interesem publicznym, utrudniając dostęp do tanich kredytów”. Tego typu stwierdzenia ówczesnego premiera i partii rządzącej pozbawiły resztek wątpliwości potencjalnych frankowiczów! W MF wiedzą że zrównoważenie budżetu doprowadziłoby już dziś do katastrofy. Choć to strzeżona tajemnica, minister finansów mógłby uchylić jej rąbka, oczywiście w ramach swoich służbowych obowiązków!
W takiej sytuacji warto być czujnym, bo ciekawe rzeczy znajdziemy wszędzie. Otóż renomowana kancelaria prawnicza na pytanie, dlaczego bank nie informował kredytobiorców o efektach przeszacowania ich zadłużenia, odpowiedziała tak: „Bank nie dokonywał przeliczenia salda po każdej z rat po kursie bieżącym (…), a pojęcie przeszacowania jest mu niezrozumiałe (…). No!, jeśli tak, to frankowicze podzielają ten sceptycyzm, pytając: co się dzieje z połową mojej spłacanej raty, na którą bank pobiera 1370 zł, gdy normalna rata wynosi 720 zł? Co z pozostałą kwotą 650 zł? Tenże frankowicz uważa, że 48% każdej jego raty ginie w banku. Znana kancelaria mogłaby znacząco ułatwić odnalezienie zaginionej kwoty, ale i bez tej pomocy frankowicze winni są wdzięczność za zajęcie stanowiska, które pomaga w rozliczeniu rat, nawet bez udziału banku. Wyliczył różnicę a teraz chciałby wiedzieć, co się stało z połową pobranej od niego kwoty i podejrzewa, że bank zatrzymał ją dla siebie. Można by podzielić tę podejrzliwość, gdyby nie fakt, że z okazji licznych jubileuszy i sztandarowych inwestycji, bank musi wspierać wiele znaczących przedsięwzięć np. promowanie osiągnięć w dziedzinie dalekomorskiego jachtingu, czy zalet naszych krajobrazów. Zamiast podejrzeń powinni być dumni, że te rzekomo zagubione części rat są wydawane godnie i patriotycznie; wskazane więc jest zrozumienie, bo tylko w takich okolicznościach ich postawa może zostać doceniona jako znaczący wkład w promowanie osiągnięć gospodarczych, społecznych i kulturalnych znacznej, nawet lepszej, części naszego narodu. Trzeba działać, zatrudniać dystrybutorów, dzielić się majątkiem i promować wiedzę, o czym przypomina konstatacja jednego z najsłynniejszych postępowych przywódców: „Cały ten region dusi się od nadmiaru zboża. Zabrakło spekulantow, którzy to zboże rozwozili po kraju i tak z głodu zmarło 10 mln. Motłoch to umysłowe i mentalne dzieci!”. Banki również wiedzą, że nie mogą siedzieć na workach pieniędzy, więc muszą pracować nad propagowaniem kredytobrania, bowiem pojawiłby się problem, o czym w tytule, choć nie tak drastyczny jak w przypadku owego braku „spekulantów” na początku XX wieku.
Ireneusz Łazarski
Biegły rewident, prawnik Absolwent ekonomii i finansów,
Georgetown Univ, Washington D.C.